W trakcie pierwszych minut sobotniego spotkania największym pozytywem, który dla nas wyniknął był fakt dwóch szybko popełnionych przewinień Szymona Janczaka na naszym jedynym w tym starciu środkowym, a więc Szymonie Kiwilszy. To na pewno był spory cios dla trenera Curovicia, który musiał zdjąć z placu gry swojego podkoszowego. My z kolei szukaliśmy swojego rytmu. Nieźle rozpoczął Jakub Andrzejewski, a gdy z kolei za trzy trafił Patryk Wilk, prowadziliśmy 9:8.

Wtedy jednak nasza gra nieco siadła, a rywale zdobyli punkty w swoich dwóch kolejnych akcjach. Odpowiedź z naszej strony była jednak bardzo szybka, bo rywale totalnie odpuścili na dystansie naszego superstrzelca, a więc Tyce'a i tym samym na tablicy wyników zagościł remis. Rywale jednak cały czas byli dobrze dysponowani w rzucaniu za trzy punkty. Ale my również, bowiem wprowadzony do gry Maciej Zabłocki także trafił zza łuku. Dzięki temu spotkanie było bardzo ofensywne i po dwunastu minutach na tablicy było 32:33.

Wtedy znów stanęliśmy w miejscu, straciliśmy swoją płynność w grze w ataku, a pod koszem dobrze odnalazł się Szymon Janczak, Żak wrócił na prowadzenie i o czas poprosił Grzegorz Skiba. W kolejnych fragmentach prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, a gdy znów za trzy trafił Patryk Wilk, prowadziliśmy 40:38. Ostatecznie jednak po dwudziestu minutach lepsi byli gospodarze, którzy prowadzili minimalnie, bo 46:45. Po pierwszej połowie Tyce Kimbrough i Jahmal McMurray mieli po trzynaście punktów, a my lepiej rzucaliśmy za trzy (7/11) niż z linii rzutów wolnych (2/8)...

Od początku trzeciej kwarty na parkiecie koszalińskiej hali widowiskowo-sportowej znów prowadzenie zmieniało się raz po raz i przechodziło z jednej strony na drugą. Początkowo trudno było nam zorganizować swój atak, ale Martyce Kimbrough oddał dwie trójki i wyszliśmy na prowadzenie 55:53. Duże problemy mieliśmy jednak ze zbieraniem piłki w obronie, co dawało gospodarzom szanse na ponawianie swoich akcji po niecelnych rzutach.

Po drugiej stronie swój moment miał natomiast Maciej Zabłocki! Wobec nieobecności Piotra Wińkowskiego i Filipa Siewruka otrzymał on sporo minut choćby ze względu na bycie młodzieżowcem. Lider naszej drugoligowej drużyny wykorzystał trzy rzuty wolne po tym, jak był faulowany przy rzucie za trzy punkty, a po chwili popisał się jeszcze akcją 3+1! Wow! Dzięki temu prowadziliśmy w Koszalinie 62:57 i o czas poprosił wówczas trener Curović.

Mimo wszystko nie zdołaliśmy utrzymać naszego dobrego rytmu w ataku, a i w obronie przestaliśmy powstrzymywać swoich rywali, czego efektem był powrót gospodarzy na prowadzenie - 64:62. To z kolei sprawiło, że Grzegorz Skiba poprosił o timeout, nie chcąc czekać do samego końca trzeciej kwarty, mimo że w tym momencie pozostawały do końca 53 sekundy. Martyce Kimbrough oczywiście wyjaśnił sytuację, trafiając swoją szóstą trójkę w meczu (na 6 prób!). To jednak rywale prowadzili po trzydziestu minutach, bowiem zdaniem sędziów Tyce faulował Jahmala McMurraya przy rzucie za trzy, a lider Żaka wykorzystał wszystkie rzuty wolne.

Po minucie ostatniej części gry goście odskoczyli nam na pięć „oczek”. Wtedy też błąd w ataku popełnił Szymon Kiwilsza, faulując jednego z rywali w ofensywie, a gdyby tego było mało, przewinieniem technicznym ukarany został chwilę później Jakub Andrzejewski. Zrobiło się wówczas 77:70, a gdy za trzy trafił Mikołaj Smarzy, znaleźliśmy się w bardzo dużych tarapatach. Gospodarze odskoczyli nam na dziesięć punktów i znów o czas poprosił Grzegorz Skiba. Od razu po czasie siódmą trójkę trafił dla nas Tyce.

Mimo to w końcówce zabrakło nam sił, by grać mocno w obronie i jednocześnie odrabiać poniesione wcześniej straty. Był wprawdzie moment, gdy jeszcze zebraliśmy się do ataku. Jeden rzut wolny trafił Karol Kamiński, a jego drugą niecelną próbę zebrał Szymon Kiwilsza i oddał mu piłkę. Ten trafił z na wprost kosza za trzy i było 87:82. Znów jednak nie zebraliśmy piłki z własnej tablicy i niecelny rzut McMurraya dobił Norbert Maciejak.

Ale i to jeszcze nie był koniec. Raz jeszcze wrzuciliśmy wyższy bieg, jednak niestety - to, co też nam nie pomagało, to gwizdki, które mogły wybrzmieć, a nie wybrzmiały. Gdy na pół minuty przed końcem - przy wyniku 90:86 - Marcin Nowakowski wchodził pod kosz, Marcin Dymała wytrącił go z równowagi, ale sędziowie nie dopatrzyli się przewinienia gracza gospodarzy i tym samym jasnym stało się, że wygranej do Bydgoszczy nie przywieziemy.

MKKS Żak Koszalin – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 91:86 (24:28, 22:17, 21:20, 24:21)

MKKS Żak: Jahmal McMurray 25, Aleksander Lewandowski 15, Szymon Janczak 14, Marcin Dymała 13, Jan Pluta 5 - Mikołaj Smarzy 8, Norbert Maciejak 7, Paweł Kopycki 4, Jakub Kunc 0, Maciej Szewczyk 0.

Enea Abramczyk Astoria: Jakub Andrzejewski 14, Marcin Nowakowski 14, Patryk Wilk 8, Szymon Kiwilsza 6, Karol Kamiński 4 - Martyce Kimbrough 27, Maciej Zabłocki 10, Wojciech Dzierżak 3.