Doskonale wiedzieliśmy, jak ważne będzie dobre wejście w niedzielne spotkanie przeciwko najlepszej obronie ligi. I zamiast zacząć od mocnego uderzenia, by pokazać nasze wysokie możliwości w grze w ataku, zaprezentowaliśmy coś zupełnie odwrotnego. Zaczęliśmy wprawdzie od prowadzenia 3:0, ale już po chwili było 3:8, a we znaki dawał nam się zwłaszcza Paweł Dzierżak, który bardzo inteligentnie kierował grą swojej drużyny. Wydawało się, że sytuację uspokoi nieco trójka Martyce'a Kimbrough, a później dwa punkty, dzięki którym do remisu doprowadził Marcin Nowakowski.

To jednak nie my poszliśmy za ciosem. Trzy rzuty wolne wykorzystał bowiem Filip Zegzuła, a i jego koledzy znów odnaleźli swoją dobrą skuteczność. My za to wyraźnie zacięliśmy się w ofensywie i długo nie byliśmy w stanie znaleźć drogi do kosza rywali. Dopiero pod sam koniec  pierwszej odsłony pojedynku Tyce trafił za trzy, ale po dziesięciu minutach było 11:19, bowiem dwa punkty po wejściu pod kosz na koniec tej części zdobył jeszcze Damian Pieloch.

W kolejnej odsłonie znów były momenty, w których grało nam się niezwykle ciężko przeciwko twardo grającym rywalom, którzy jak tylko mogli, uprzykrzali nam życie, nie pozwalając nam cały czas na złapanie rytmu. W pewien sposób przełomowym momentem były przewinienia podkoszowych Kotwicy. Gdy po trzy faule na swoim koncie mieli Szymon Długosz i Jakub Motylewski, trener rywali, Rafał Frank, obu zdjął z placu gry, a na „piątce” ustawił Mikołaja Kurpisza.

Jak się okazało, to właśnie dzięki temu zaczęliśmy odrabiać straty. Od stanu 18:31, zdołaliśmy znacznie zbliżyć się do przeciwników, bo doszliśmy ich na zaledwie punkt! Dwie niezwykle ważne trójki w tym czasie trafił Jakub Andrzejewski, pod koszem przewagę wykorzystywał Piotr Wińkowski, a gdy z narożnika trafił Marcin Nowakowski, było tylko 33:34! To jednak nie był koniec zdobyczy punktowych w drugiej kwarcie. Niestety jednak, do końca tej części punktowali już tylko przyjezdni.

A konkretnie Mikołaj Kurpisz. Silny skrzydłowy Kotwicy najpierw trafił z dystansu, a na sam koniec zdobył jeszcze punkty po podaniu nad kosz od Daniela Ziółkowskiego, dzięki czemu po dwudziestu minutach to zespół znad morza prowadził w SISU Arenie 39:33. Od drugiej połowy musieliśmy więc znacznie poprawić naszą grę, by liczyć na dopisanie sobie dwóch punktów w ligowej tabeli po tym meczu.

I zaledwie dwie minuty trzeciej odsłony wystarczyły nam, by znów zbliżyć się na punkt do gości. Stało się tak dzięki akcjom Piotra Wińkowskiego i Marcina Nowakowskiego, który niepilnowany przymierzył zza łuku. Po chwili był już remis, bo na punkt z linii Damiana Pielocha, dwoma trafieniami z rzutów osobistych odpowiedział Karol Kamiński. Tym samym w pewien sposób mecz zaczął się od nowa.

Znów we znaki dał się nam jednak Mikołaj Kurpisz, ale gdy Filip Zegzuła popełnił przewinienie przy próbie z dystansu, Martyce Kimbrough nie pomylił się na linii i wyprowadził nas na prowadzenie 43:42. Po chwili Tyce trafił jeszcze zza łuku i odskoczyliśmy rywalom na więcej niż jedno posiadanie. Długo to jednak nie potrwało, gdyż za chwilę to znów goście byli na prowadzeniu, gdy kilka naszych akcji nie zakończyło się punktami, a kołobrzeżanie znów dużo lepiej egzekwowali swoje zagrywki.

Efekt tego był taki, że przy wyniku 46:51 o czas musiał poprosić trener Grzegorz Skiba. Efekt? Dwie dobre akcje w ataku, jedna w obronie i było już tylko 50:51. Jeśli jednak na kogoś w tym meczu szczególnie nie mogliśmy znaleźć recepty, to kimś takim był Mikołaj Kurpisz, który trafił nam jeszcze jedną trójkę, ale utrzymaliśmy zaledwie jednopunktową stratę, bo dobre akcje zagrali Karol Kamiński i Szymon Kiwilsza. Przed ostatnią kwartą tablica wyników wskazywała więc rezultat 55:56.

W ostatniej kwarcie bardzo chcieliśmy przechylić szalę na swoją stronę, ale to powodowało, że nieraz wyglądaliśmy na mocno tym zestresowanych. Wymusiliśmy piąty faul Szymona Długosza, a na 4,5 minuty przed końcem po cztery przewinienia mieli także Mikołaj Kurpisz oraz Jakub Motylewski. Gra stała się bardzo szarpana, a co najgorsze, znów wróciła nasza stara zmora, czyli nietrafione rzuty wolne. W całym meczu spudłowaliśmy dwanaście prób.

Na niecałe trzy minuty przed końcem na linii stanął nasz kapitan i on na całe szczęście trafił oba razy, dzięki czemu na tablicy było 66:68. Punktami po wejściu pod kosz odpowiedział nam jednak Filip Zegzuła, a co gorsze - po drugiej stronie faul w ataku popełnił Szymon Kiwilsza. Rywale szansy na podwyższenie prowadzenia jednak nie wykorzystali, a trójka w kontrze Marcina Nowakowskiego znów sprawiła, że zespoły dzielił zaledwie punkt (69:70).

Wtedy Patryk Wilka faulował Piotra Śmigielskiego, jednak ten trafił tylko raz, a w odpowiedzi dwa „oczka” z dalekiego półdystansu zdobył Tyce. Przy remisie rywale nie wykorzystali swojej szansy w ataku, a faulowany Jakub Andrzejewski wytrzymał próbę nerwów na linii i wyprowadził nas na prowadzenie 73:71! Wtedy piłkę stracił Paweł Dzierżak, a po drugiej stronie zanotowaliśmy dwie baaardzo ważne zbiórki w ataku, po których Jakub Motylewski faulował Piotra Wińkowskiego.

Nasz środkowy spudłował jednak obie próby i tym samym rywale mieli szansę nawet na wygraną. Paweł Dzierżak wybrał jednak akcję, która mogła dać jego zespołowi dwa punkty. Rozgrywający Kotwicy starał się wyprowadzić w pole będącego przy nim po zamianie krycia „Winia”, ale ostatecznie jego próba nie znalazła drogi do naszego kosza i cała SISU Arena eksplodowała z radości! 16 marca 2025 mieliśmy zatem fenomenalny przedsmak play-offowych emocji, ostatecznie zakończonych wyszarpanym przez nas pięknym zwycięstwem!

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg 73:71 (11:19, 22:20, 22:17, 18:15)

Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 16, Marcin Nowakowski 13, Piotr Wińkowski 10 (14 zb.), Karol Kamiński 7, Patryk Wilk 0 (10 zb.) - Jakub Andrzejewski 17, Szymon Kiwilsza 8, Wojciech Dzierżak 2, Mateusz Czempiel 0.

Sensation Kotwica Port Morski: Mikołaj Kurpisz 15, Paweł Dzierżak 10, Filip Zegzuła 8, Daniel Ziółkowski 8, Jakub Motylewski 4 - Piotr Śmigielski 14, Damian Pieloch 8, Szymon Długosz 4.