Sam początek środowego spotkania był bardzo wyrównany. Od celnej trójki rozpoczął Karol Kamiński, ale rywale szybko odpowiedzieli i osiągnęli niewysoką przewagę. Wtedy swoje popisy rozpoczął mający przysłowiowy dzień konia Martyce Kimbrough, a po trójce Jakuba Andrzejewskiego na tablicy wyników było 9:12. Gospodarze po swojej stronie mieli jednak Szymona Sobiecha, na którego bardzo ciężko było nam znaleźć receptę w I kwarcie, w której silny skrzydłowy zapisał na swoim koncie 9 „oczek”.
W samej końcówce pierwszej odsłony inowrocławianie zagrali dwie bardzo dobre akcje. Najpierw wejście podkoszowe Wojciecha Dzierżaka wybronił Michał Samolak, a w odpowiedzi praktycznie cały czas do końca kwarty wykorzystał James Washington, trafiając sprzed nosa Kuby Andrzejewskiego z dystansu. Ta akcja sprawiła, że tablica wskazywała 21:17 i - jak się później okazało - było to najwyższe prowadzenie miejscowych w tym starciu.
W kolejnej odsłonie wrzuciliśmy wyższy bieg, ale mimo wszystko nie byliśmy w stanie w stu procentach udokumentować naszej przewagi. Straty odrobiliśmy, a następnie zbudowaliśmy sobie pewną przewagę, rzutami trzypunktowymi. Najpierw trafił Wojciech Dzierżak, później (drugi raz w meczu) Karol Kamiński, a gdyby tego było mało, to tuż po jego celnej próbie Wojtek Dzierżak zabrał piłkę rywalom, a ta powędrowała na skrzydło do Martyce'a Kimbrough, który przymierzył z narożnika i przy wyniku 21:26 o czas poprosił Przemysław Łuszczewski.
To był moment, kiedy powinniśmy pójść za ciosem. Tym bardziej, że po powrocie do gry, choć najpierw punkty zdobył Darrell Harris, to jednak ponownie trafiliśmy zza łuku - rękami Marcina Nowakowskiego - ale rywale najpierw trzymali ten dystans, a później stopniowo go zmniejszyli. Na niecałe dwie minuty przed końcem pierwszej połowy było 33:34, ale wtedy znów wzięliśmy się mocniej do pracy i ostatecznie oba zespoły udawały się do szatni przy naszym sześciopunktowym prowadzeniu.
W ostatniej akcji drugiej kwarty nie ruszył też zegar akcji i trójkę oddawał jeszcze nasz wychowanek, Piotr Robak, ale spudłował on swoją próbę i sędziowie zdecydowali się zakończyć pierwszą połowę. Gdy tylko gra została wznowiona, praktycznie od razu postawiliśmy kropkę nad i. Świetna była nasza energia po obu stronach parkietu, a w ofensywie żył z tego zwłaszcza nasz lider tego dnia, a więc wspomniany już parę razy Martyce Kimbrough.
29-latek od celnej trójki zaczął trzecią część gry i tak samo ją skończył, ale jeszcze w międzyczasie trafił raz z daleka. W tej odsłonie miał też wsparcie innych, bo nasza płynna i zespołowa gra zwłaszcza na samym początku drugiej połowy sprawiły, że z każdą kolejną akcją nasza przewaga wzrastała, czym odbieraliśmy gospodarzom ochotę do gry. Przy wyniku 35:50 o timeout poprosił Przemysław Łuszczewski i dopiero po tym jego gracze zdobyli pierwsze punkty w tej kwarcie, gdy za trzy trafił Jan Malesa. To zresztą właśnie ten zawodnik nieco w pojedynkę przeciwstawiał się nam w środowym meczu po zmianie stron.
Dobrze grali też nasi podkoszowi, a także Karol Kamiński, który prezentował dużą pewność w grze i trafił też w tej części swoją trzecią trójkę. W naszych poczynaniach w pewnym momencie nastąpił jednak drobny marazm i nieco stanęliśmy w miejscu. Choć na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty było już 42:60, to jednak gospodarze nieco się do nas zbliżyli. Kolejne trafienie Tyce'a sprawiło jednak, że przed ostatnią częścią spotkania mieliśmy na swoim koncie 17 punktów więcej.
Dzięki temu mogliśmy w pełni kontrolować starcie w kwarcie numer cztery, ale też były w tej części dla nas lepsze i ciut gorsze momenty. Początkowo Noteć nieco strat odrobiła, ale co z tego, jeśli znów zaczęliśmy dziurawić jej kosz z daleka. Dwa trafienia zanotował nie kto inny, a oczywiście Martyce Kimbrough, jedną celną próbę dołożył Kuba Andrzejewski i w Inowrocławiu powiało prawdziwym chłodem, bowiem z punktu widzenia gospodarzy, w tym momencie było -19. Po chwili, gdy raz z linii przymierzył Szymon Kiwilsza, osiągnęliśmy już nawet 20-punktowe prowadzenie.
Mimo to aż tak wyraźnej przewagi nie dowieźliśmy do końca. Trener Skiba chciał już dać odpocząć swoim liderom, ale gdy nasze prowadzenie stopniało do dziewięciu „oczek”, to Marcin Nowakowski i Martyce Kimbrough wrócili jeszcze do gry. I oni też wystąpili w roli głównej w naszej ostatniej akcji w ataku, kiedy to Tyce zabrał piłkę grającemu słabsze spotkanie Jamesowi Washingtonowi, a nasz kapitan layupem ustalił wynik meczu na 71:84!
Co więcej, dwie porażki Miasta Szkła Krosno sprawiły, że wróciliśmy na fotel lidera zaplecza ekstraklasy. Gdy my w niedzielę ograliśmy HydroTrucka Radom, zespół z Podkarpacia przegrał u siebie z ŁKS-em Coolpack Łódź. A gdy z kolei w środę wygrywaliśmy derby w Inowrocławiu, to pewnym było, że znów wracamy na 1. miejsce w tabeli, bo we wcześniej zakończonym starciu w Pelplinie, Miasto Szkła nie poradziło sobie z Decką, która wygrała u siebie 84:69.
W tym momencie mamy więc wszystko w swoich rękach. Mamy tyle samo punktów, co ekipa z Podkarpacia, ale ograliśmy ją w sezonie zasadniczym dwukrotnie. Jeśli więc noga nigdzie nam się już nie powinie, to na koniec sezonu to właśnie my będziemy rozdawać karty.
KSK Qemetica Noteć Inowrocław – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 71:84 (21:17, 14:24, 14:25, 22:18)
KSK Qemetica Noteć: Szymon Sobiech 16, Jan Malesa 12, James Washington 11, Sebastian Rompa 7, Piotr Robak 2 - Darrell Harris 6, Maciej Marcinkowski 5, Hubert Wyszkowski 5, Jakub Ulczyński 4, Aleksander Filipiak 3, Michał Samolak 0, Mateusz Stańczuk 0.
Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 30, Karol Kamiński 13, Marcin Nowakowski 10, Piotr Wińkowski 6, Patryk Wilk 1 - Szymon Kiwilsza 10, Jakub Andrzejewski 9, Wojciech Dzierżak 4, Filip Siewruk 1, Mateusz Czempiel 0.