Sobotni wieczór w SISU Arenie oba zespoły rozpoczęły od celnych rzutów trzypunktowych. Dla nas trafił Martyce Kimbrough, zaś dla gości Oleksandr Antypov. Później kolejne trzy „oczka” dla nas dołożył jeszcze Marcin Nowakowski. Pod obiema obręczami było bowiem dość ciasno, więc drużyny szukały swoich szans w próbach z obwodu. W kolejnych fragmentach zaczęliśmy mieć jednak coraz większe problemy z Igorem Urbanem, który raz po raz urywał się naszym obrońcom.
Trudny do upilnowania dla Szymona Kiwilszy był też ukraiński podkoszowy rywali, więc trener Grzegorz Skiba wprowadził do gry Piotra Wińkowskiego. Od razu więc szkoleniowiec gości do gry desygnował z kolei Jakuba Karwowskiego i zaczął się podkoszowy pojedynek na wysokościach. W międzyczasie trafiliśmy jednak dwie ważne trójki (Jakub Andrzejewski i Patryk Wilk), które dały nam prowadzenie 18:13. Dobrą informacją dla nas był też fakt, że już w I kwarcie po dwa faule na swoim koncie zgromadzili Marcin Tomaszewski, Igor Urban, a także Jakub Karwowski.
Ostatecznie po dziesięciu minutach gry prowadziliśmy 24:21. To za sprawą celnej trójki Wojciecha Dzierżaka, niemalże równo z syreną obwieszczającą koniec premierowej odsłony. Druga kwartę zaczęliśmy z kolei bardzo dobrze, bo od akcji 2+1 Michała Chylińskiego. Gdyby tego było mało, po chwili nasz wychowanek trafił jeszcze za trzy, a w kolejnej akcji zabrał piłkę Norbertowi Kulonowi. To pozwoliło nam podwyższyć prowadzenie do dziewięciu „oczek”.
To był moment, w którym wyraźnie przejęliśmy inicjatywę, ale musieliśmy się mieć cały czas na baczności, gdyż rywale mają w swoich szeregach wielu doświadczonych zawodników. I dało to o sobie znać w kolejnych akcjach. Najpierw punkty zdobył Alan Czujkowski, później kontrę sfinalizował Igor Urban i nasze prowadzenie stopniało do pięciu punktów. Naszą niemoc przełamała po timeoucie trójka Jakuba Andrzejewskiego, co znów dało nam większy spokój. Na dodatek trzeci faul popełnił Igor Urban, a to też miało dla nas duże znaczenie.
Ale goście nie odpuszczali i cały czas odgryzali się nam dobrymi, kombinacyjnymi akcjami. Efekt tego był taki, że mimo iż byliśmy regularni w ataku, mieliśmy problemy w obronie z biegającymi po linii końcowej rywalami, więc nie byliśmy w stanie oderwać się od gości na większą różnicę. Bardzo mądrze grali Marcin Tomaszewski i Alan Czujkowski, którzy w najważniejszych momentach punktowali dla ŁKS-u. Po dwudziestu minutach na tablicy różnica była zatem niewielka - choć prowadziliśmy, to tylko 48:43.
Trzecia kwarta rozpoczęła się od przechwytu Szymona Kiwilszy, który przeciął podanie skierowane do Oleksandra Antypova i popędził na kosz gości, kończąc akcję wsadem. Swoje trzy grosze wtrącił jednak dla przyjezdnych Alan Czujkowski, który zagrał dwie świetne akcje, a gdy z kolei za trzy przymierzył Norbert Kulon, było już tylko 52:51. I łodzianie poszli za ciosem. Kolejna trójka Kulona wyprowadziła gości na prowadzenie...
Na dodatek bardzo złą dla nas informacją było czwarte przewinienie Marcina Nowakowskiego. To zwiastowało spore problemy w następnych fragmentach, jeśli chodzi o naszą ofensywę. ŁKS wykorzystywał nasze błędy w obronie, zwłaszcza w pilnowaniu Alana Czujkowskiego. Gdy do remisu doprowadził rzutem trzypunktowym Martyce Kimbrough, od razu to samo zrobił jednak Marcin Tomaszewski. Martyce po chwili jednak zdobył dwa punkty i przy wyniku 61:62 o przerwę poprosił Piotr Trepka.
W kolejnych akcjach zupełnie straciliśmy rytm. A rywale to wykorzystali i na minutę przed końcem trzeciej kwarty wyszli na pięciopunktowe prowadzenie. I taki też dystans utrzymali goście względem nas po trzydziestu minutach starcia. Czwarta kwarta zaczęła się dla nas kiepsko, bo traciliśmy już nawet siedem „oczek” do przyjezdnych, ale mozolnie zaczęliśmy odrabiać straty. Po trójce Filipa Siewruka mieliśmy tylko punkt mniej, ale wtedy swoim doświadczeniem popisał się Norbert Kulon, który zagrał akcję 2+1.
Szybko odpowiedział jednak trafieniem dystansowym Marcin Nowakowski. Cały czas obie drużyny były jednak regularne w ataku i tym samym nikt nie był w stanie zbudować sobie przewagi. Nasz kapitan mógł wyprowadzić nas na prowadzenie, ale spudłował z narożnika, a w odpowiedzi Alan Czujkowski nie kontrolował zegara akcji i ŁKS popełnił tym samym błąd 24 sekund. I wtedy prowadzenie akcją 2+1 dał nam Szymon Kiwilsza! Niestety, już po chwili Marcin Nowakowski popełnił 5. faul, więc decydujące fragmenty graliśmy bez niego.
Dwa rzuty wolne wykorzystał Norbert Kulon i na cztery minuty przed końcem był remis. Obie drużyny zagrały wtedy po nieudanej akcji, ale to ŁKS wyszedł z opresji, bo po celnym rzucie osobistym Norberta Kulona było +1 dla gości. Za trzy spudłował wtedy Jakub Andrzejewski, a w odpowiedzi Oleksandr Antypov dostał aż trzy rzuty wolne (trafił dwa), bo sfaulował go Szymon Kiwilsza i nasz zawodnik na dodatek ukarany został przewinieniem technicznym.
Na dwie minuty przed końcem był jednak remis, bo pod kosz przedarł się Kuba Andrzejewski, który już kilka sekund później dał nam prowadzenie, gdyż był w tej akcji faulowany i wykorzystał dodatkowy rzut wolny. Wtedy zaczęła się prawdziwa próba nerwów. Dwa wolne trafił Nataniel Kolasiński, a Patryk Wilk spudłował jedną z dwóch prób i na 1,5 minuty do końca znów był remis - po 86. Wtedy „Winiu” wybronił akcję Oleksandra Antypowa, a po drugiej stronie na linii znów stanął Patryk Wilk i spudłował dwukrotnie.
Wtedy w narożniku wyczekał Marcin Tomaszewski, który - obsłużony przez Norberta Kulona - nie pomylił się i tym samym na 36,5 sekundy przed końcem to goście byli bliżsi sukcesu, gdyż prowadzili w SISU Arenie 89:86. Gdy więc już wydawało się, że nic z tego i że wygrana pojedzie do Łodzi, akcję na siebie wziął Jakub Andrzejewski i ku uciesze fanów zgromadzonych w hali TRAFIŁ za trzy! Do końca pozostawały wtedy prawie 23 sekundy, więc Piotr Trepka od razu poprosił o przerwę.
Co oczywiste, piłka nie została przeniesiona na pole ataku. ŁKS zagrał pełną akcję, po której Alan Czujkowski rzutem na taśmę zdobył dwa punkty. Skrzydłowy rywali miał olbrzymie problemy w tej akcji, gdyż się potknął. Mimo to zdołał w jakiś cudowny sposób oddać rzut, po którym ŁKS wpadł w euforię! Sędziowie jeszcze się naradzali, ale ostatecznie zaliczyli rzut łodzian, gdyż jak najbardziej był on oddany w czasie.
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – ŁKS Coolpack Łódź 89:91 (24:21, 24:22, 17:27, 24:21)
Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 12, Szymon Kiwilsza 11, Marcin Nowakowski 10, Karol Kamiński 9, Filip Siewruk 9 - Jakub Andrzejewski 16, Michał Chyliński 13, Patryk Wilk 4, Wojciech Dzierżak 3, Piotr Wińkowski 2.
ŁKS Coolpack: Alan Czujkowski 21, Marcin Tomaszewski 19, Norbert Kulon 15, Oleksandr Antypov 10 (10 zb.), Igor Urban 7 - Piotr Keller 9, Nataniel Kolasiński 6, Jakub Karwowski 4, Mikołaj Wojciechowski 0.