Początek spotkania należał do gości, którzy rozpoczęli mocno i prowadzili 4:0. My jednak utrzymywaliśmy dobre tempo naszej gry w ataku i zaczęliśmy odrabiać straty. Ozdobą pierwszej kwarty była efektowna akcja dwójkowa pomiędzy Jakubem Andrzejewskim a Piotrem Wińkowskim, po której nasz środkowy mocno zapakował piłkę z góry. Nieźle spisywał się także Karol Kamiński, jak cień podążający krok w krok za Filipem Małgorzciakiem, ale i dający nam sporo w ataku.

Jako iż nieco ograniczyliśmy naszego byłego strzelca, z dobrej strony pokazywał się nasz inny były gracz, a więc Jakub Stupnicki. Gdy z kolei do gry w miejsce „Winia” wszedł Szymon Kiwilsza, przed meczem nagrodzony tytułem MVP listopada w Bank Pekao S.A. I lidze, od razu zaczął być on sporym problemem dla rywali w pomalowanym, dzięki czemu odskoczyliśmy gościom na siedem punktów - 18:11.

Później było jeszcze lepiej, bo druga trójka Martyce'a Kimbrougha podwyższyła naszą przewagę. Ale to nie był koniec, bo Filip Siewruk także pocelował zza łuku i po niecałych ośmiu minutach prowadziliśmy już 24:12. Wtedy o czas poprosić musiał trener rywali, Maciej Klima, ale po chwili znów trafiliśmy za trzy - tym razem z kolei rękami Marcina Nowakowskiego.

Ostatecznie po dziesięciu minutach prowadziliśmy 31:16, grając naprawdę bardzo dobrze, płynnie w ataku. I w drugiej kwarcie długo kontynuowaliśmy naszą dobrą grę, jednak do czasu. Gdy dwie trójki z rzędu trafił nam Mateusz Kaszowski, o czas musiał poprosić Grzegorz Skiba. Nadal mieliśmy wprawdzie wyraźną przewagę (36:22), ale należało dmuchać na zimne, bo przecież rozgrywający Sokoła świetnie zna obręcze w SISU Arenie.

Nasz krótki przestój przerwał Martyce Kimbrough, ale „Kasza” nadal czuł się dobrze w naszej (swojej byłej) hali. W połowie drugiej kwarty uzyskaliśmy z kolei najwyższe w meczu, bo już dwudziestopunktowe prowadzenie (45:25). Rywale mieli cały czas olbrzymie problemy z zastopowaniem Szymona Kiwilszy. Zapewne wielki wpływ na to miała nieobecność tego dnia w grze Birama Faye, który w pierwszym meczu obu drużyn dzielił i rządził.

„Kiwi”, mając w pamięci tamto spotkanie, chciał na pewno odegrać się senegalskiemu środkowemu, ale jako że ten nie zagrał w sobotę, Szymon tym bardziej robił, co chciał. W końcówce drugiej kwarty zrobiło się jednak trochę nerwowo, bo starcie między sobą mieli Karol Kamiński i Mateusz Kaszowski. Mimo to do końca pierwszej połowy w pełni kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na parkiecie i do szatni schodziliśmy prowadząc 50:36.

Od początku drugiej połowy mieliśmy z kolei bardzo duże problemy z utrzymaniem odpowiedniej koncentracji. Nasz atak z pierwszych dwóch kwart zupełnie stracił swoją płynność, a i w obronie zaczęły się przez to problemy. Dwie dobre kontry dały nam wprawdzie trochę oddechu, ale gdy znów popełniliśmy błąd i punkty zdobył Filip Małgorzaciak, trener Grzegorz Skiba musiał prosić o czas. W kolejnej akcji piłka poszła pod kosz do Szymona Kiwilszy i ten zagrał akcję 2+1.

Wtedy to my wyraźnie złapaliśmy wiatr w żagle. Z dystansu trafił Michał Chyliński, swoje znów zrobił Szymon Kiwilsza, a gdy po wejściu pod kosz Marcina Nowakowskiego zrobiło się 68:51, o przerwę poprosił Maciej Klima. Sokół jest jednak na tyle klasową drużyną, że zdołał poprawić pewne elementy w swojej grze jeszcze w trzeciej kwarcie, dzięki czemu przyjezdni odrobili część strat. Pozwoliło to jednak naszym rywalom na remis w tej odsłonie, dzięki czemu po trzydziestu minutach nadal mieliśmy na swoim koncie o 14 „oczek” więcej.

Ważnym momentem w ostatniej odsłonie był też dla nas czwarty faul popełniony przez Mateusza Kaszowskiego, efektem czego podstawowy rozgrywający rywali usiadł na ławce rezerwowych. To pozwoliło nam utrzymać przewagę, a Sokół z kolei stanął w miejscu. Maciej Klima był tego w pełni świadomy i szybko wrócił do swojej najlepszej „jedynki”. Kolejne akcje jednak upływały, a łańcucianie nie byli w stanie się do nas zbliżać.

Ale i to się nieco zmieniło. Na 2,5 minuty przed końcem prowadziliśmy 83:71 - po tym, jak za trzy z narożnika przymierzył Jakub Stupnicki. Od razu jednak tym samym odpowiedział Filip Siewruk, a gdy Martyce Kimbrough zdobył jeszcze później sześć punktów z rzędu, zamknął ten mecz. Wtedy wiadomym stało się, że odniesiemy w pełni przekonujące zwycięstwo i finalnie triumfowaliśmy różnicą aż 24 „oczek”. A sprawił to właśnie finiszowy run wynikiem 12:0!

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – Muszynianka Sokół Łańcut 95:71 (31:16, 19:20, 21:21, 24:14)

Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 18, Karol Kamiński 11, Jakub Andrzejewski 5, Patryk Wilk 5, Piotr Wińkowski 2 - Szymon Kiwilsza 25, Filip Siewruk 13, Michał Chyliński 6, Wojciech Dzierżak 5, Marcin Nowakowski 5, Mateusz Czempiel 0.

Muszynianka Sokół: Patryk Kędel 18, Filip Małgorzaciak 17, Jakub Stupnicki 15, Mateusz Kaszowski 13, Filip Struski 4 - Łukasz Kłaczek 4, Bartosz Czerwonka 0, Maciej Puchalski 0, Igor Stolarz 0.