Sobotni mecz rozpoczął się dużo lepiej dla naszych rywali. Żak odnajdywał dla siebie pozycje na dystansie i dzięki trafieniom Aleksandra Lewandowskiego, Jana Pluty oraz dwóch Jahmala McMurraya, prowadził już 14:6. W tym czasie naszym jedynym pomysłem na grę było zdobywanie punktów bliżej kosza. Popełnialiśmy też sporo strat, bo w 4,5 minuty mieliśmy ich już trzy, więc o czas poprosił trener Grzegorz Skiba. To jednak na niewiele się zdało, bo przyjezdni cały czas odnajdywali drogę do naszego kosza i po niecałych siedmiu minutach prowadzili już 23:8.

To jednak nie był koniec. Po chwili znów nie zdobyliśmy punktów, a trójka McMurraya i akcja 2+1 Marcina Dymały spowodowały, że po ośmiu minutach meczu było już 29:8 dla gości... Naszą niemoc przerwał dopiero Patryk Wilk, a kolejne punkty autorstwa Jakuba Andrzejewskiego sprawiły, że na tablicy było 12:29. Ostatecznie po dziesięciu minutach było jednak aż 35:14 dla rywali, gdyż jeszcze dwa razy zza łuku trafił McMurray.

Do meczu z nami, rozgrywający koszalinian w całym sezonie trafił 24 z 90 trójek, podczas gdy w SISU Arenie w samej tylko pierwszej kwarcie miał w tym elemencie 5/5. Ewidentnie nie byliśmy na to przygotowani, popełniając mnóstwo błędów w kryciu tego gracza. Po minucie drugiej kwarty lider rywali podkręcił jednak staw skokowy i zmuszony był opuścić parkiet. Nie przeszkadzało to jednak przyjezdnym w podwyższaniu swojego prowadzenia.

Po 14 minutach meczu nadal wysoko przegrywaliśmy (21:39), ale jednak pojawił się lepszy fragment po naszej stronie, wobec czego trener rywali poprosił o przerwę dla siebie i swoich podopiecznych. Czas dla serbskiego szkoleniowca podziałał, a i Jahmal McMurray zdołał wrócić na parkiet. Już po chwili rywale ponownie więc lekko nam odskoczyli, ale wtedy dobrą dwójkową akcję rozegrali Martyce Kimbrough i Szymon Kiwilsza. Jahmal McMurray jednak szybko ostudził nasze zapędy, znów trafiając za trzy, w dodatku czyniąc to z bardzo trudnej pozycji.

Amerykański gracz był dla nas największym wyzwaniem w tym spotkaniu. Nie tylko zdobywał on bowiem punkty na różne sposoby, ale przede wszystkim świetnie nadawał tempo akcjom swojego zespołu, dzięki czemu ten cały czas utrzymywał nad nami równą i - niestety - wysoką przewagę. W trzeciej kwarcie gra cały czas wyglądała bardzo podobnie do tego, co miało miejsce w drugiej ćwiartce. Starcie w tym fragmencie było wyrównane, jednak  wypracowana w I kwarcie przewaga Żaka, pozwalała mu cały czas w pełni kontrolować mecz.

Nasz moment jednak nadszedł. Dużo lepsza gra w obronie w połączeniu z wykorzystywaniem błędów rywali, pozwoliły nam nieco nadgonić wynik (55:69) i o czas musiał poprosić trener Miljan Curović. Bardzo dużo dobrego w nasze poczynania dało wejście od początku tej części Filipa Siewruka, który odnajdował sobie dobre pozycje i nie bał się brać na siebie odpowiedzialności. Dobrą informacją dla nas było też to, że po cztery faule w tym momencie mieli już obaj podkoszowi Żaka - Szymon Janczak i Paweł Kopycki.

Ważne było to, że jako zespół szliśmy za ciosem i po celnej trójce Patryka Wilka z narożnika było 64:72. Żak zdołał jednak odpowiedzieć jeszcze w tej części. Wolne trafiał Aleksander Lewandowski, za trzy przymierzył Jan Pluta, ale akcja Michała Chylińskiego znów zmniejszyła nasze straty. Ostatecznie po trzydziestu minutach na tablicy było 67:79. Część strat mieliśmy więc odrobione, ale do pełni szczęścia nadal brakowało nam sporo.

W 4. kwarcie zaczęliśmy więc podejmować większe ryzyko w naszych akcjach, by w dalszym ciągu niwelować straty. Kilka razy udało nam się zejść poniżej granicy dziesięciu punktów, ale nadziewaliśmy się także na kontry i popełnialiśmy błędy w obronie, które kosztowały nas utratę nieraz łatwych punktów spod kosza. Ale na niecałe pięć minut przed końcem znów wzięliśmy się do pracy i po dwóch udanych akcjach Filipa Siewruka zrobiło się 80:88. Na dwie minuty przed końcem rywale mieli jednak znów dziesięć punktów zapasu, a my coraz mniej czasu na wyjście z bardzo już w tym momencie trudnej sytuacji.

Jeszcze raz stać nas jednak było na to, by rzucić wszystkie siły na szalę i powalczyć o odwrócenie losów rywalizacji. Na minutę przed końcem Michał Chyliński celnie przymierzył za trzy, później punkty dołożył Marcin Nowakowski i zrobiło się tylko 89:94. Po czasie dla przeciwników byliśmy bardzo bliscy przechwytu, ale niestety sztuka ta nam się nie udała. Po chwili Jan Pluta przestrzelił dwa rzuty wolne, ale daliśmy Żakowi zebrać piłkę w ataku i tym samym nie mieliśmy już możliwości i czasu na to, by wygrać to starcie.

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – MKKS Żak Koszalin 91:98 (14:35, 23:22, 30:22, 24:19)

Enea Abramczyk Astoria: Szymon Kiwilsza 22, Piotr Wińkowski 8, Martyce Kimbrough 2, Wojciech Dzierżak 0, Karol Kamiński 0 - Filip Siewruk 19, Jakub Andrzejewski 15, Michał Chyliński 9, Marcin Nowakowski 9, Patryk Wilk 7, Mateusz Czempiel 0.

MKKS Żak: Jahmal McMurray 31, Aleksander Lewandowski 22, Jan Pluta 21, Marcin Dymała 12, Szymon Janczak 4 - Paweł Kopycki 6, Maciej Szewczyk 2, Franciszek Janus 0, Jakub Kunc 0, Norbert Maciejak 0, Szymon Osipik 0, Mikołaj Smarzy 0.