Od samego początku spotkanie w Kołobrzegu wręcz totalnie nie układało się po naszej myśli. W ataku zupełnie nie potrafiliśmy złapać jakiegokolwiek rytmu. W poprzednim sezonie w hali Milenium zdobyliśmy łącznie zaledwie 66 punktów i wiele wskazywało na to, że tym razem będzie dokładnie tak samo.
W trakcie początkowych dwudziestu minut na swoim koncie byliśmy w stanie zapisać bowiem tylko 33 „oczka”. Zdecydowaną większość z nich, bo w sumie aż 22, zdobył duet Szymon Kiwilsza - Martyce Kimbrough. Kotwica zmuszała jednak naszego obwodowego do tego, by ten oddawał większość swoich rzutów z dalekiego półdystansu, mocno ograniczając mu możliwość rzucania za trzy.
Kiwi z kolei pod koszem dwoił się i troił, ale miał godnego rywala, bo Szymon Długosz także radził sobie w pierwszej połowie bardzo dobrze. Gospodarze swoją przewagę zaczęli budować od momentu, gdy na dystansie świetnie poczuł się Remon Nelson (4/5 za trzy do przerwy). Choć wiedzieliśmy doskonale, jak silną bronią rozgrywającego „Czarodziejów z wydm” są rzuty zza łuku, to i tak karcił on nas tym niemiłosiernie.
W pierwszej połowie mieliśmy swoje lepsze momenty, gdy dwukrotnie - na początku i pod koniec drugiej kwarty - doszliśmy rywali na zaledwie dwa punkty, jednak każdorazowo nie byliśmy w stanie pójść za ciosem i przejąć inicjatywy. Kołobrzeżanom oddech w tych dwóch fragmentach zapewniali najpierw Szymon Długosz, a następnie Piotr Śmigielski.
Po pierwszej połowie Kotwica prowadziła z nami 40:33. Gospodarze, mimo że mieli do przerwy aż 10 strat przy naszych czterech, byli dużo lepiej dysponowani rzutowo (ponad 50 procent z gry) i panowali w walce na tablicach. U nas bardzo słabo wyglądała za to skuteczność zarówno za dwa (10/24), jak i za trzy punkty (2/8).
Cel na drugą połowę mógł być więc tylko jeden - poprawa obrony i jednocześnie wzmocnienie swojej ofensywy, szukanie dogodniejszych pozycji do oddania rzutu i po prostu lepsza egzekucja. I udało nam się to stosunkowo szybko. Grając przede wszystkim mądrze po obu stronach parkietu, wyszliśmy na prowadzenie 43:42, gdy z dystansu celnie przymierzył Jakub Andrzejewski.
Problemem było jednak to, że znów nie poszliśmy za ciosem, tylko daliśmy rywalom możliwość odpowiedzi. Efektem tego było to, że już po chwili rywale odzyskali prowadzenie, bo nie wykorzystaliśmy kilku szans, by podwyższyć swoje prowadzenie. W odpowiedzi to znów Piotr Śmigielski dał rywalom prowadzenie, a po naszej stronie, z linii rzutów wolnych, dwa razy pomylił się Piotr Wińkowski.
Po trzydziestu minutach nadal przegrywaliśmy w Kołobrzegu, choć część strat odrobiliśmy. Nie da się jednak ukryć, że powinno być lepiej, ale rzuty wolne w tej części były naszą dużą bolączką (4/10). Jak się ostatecznie okazało, nie tylko w tej kwarcie, ale i w całym spotkaniu to właśnie ten element koszykarskiego rzemiosła był po części tym, co nie pozwoliło nam przedłużyć serii wygranych.
W trakcie ostatnich dziesięciu minut totalnie się zagubiliśmy, a Kotwica skutecznie realizowała swój plan. W krótkim odstępie o dwa timeouty poprosić musiał Grzegorz Skiba, ale na niewiele się to zdało, bo kolejnego zrywu w naszym wykonaniu już nie było i kołobrzeżanie bezpiecznie dowieźli prowadzenie do samego końca.
Szkoda, bo to nie był wybitny mecz gospodarzy, ale oczywiście należy im oddać, że mieli oni swoje pomysły na to starcie, które udało im się dobrze wykonać. Kto jednak wie, jak skończyłby się ten mecz, gdybyśmy nie spudłowali aż szesnastu rzutów wolnych…
Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg - Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 73:63 (26:16, 14:17, 11:15, 22:15)
Sensation Kotwica Port Morski: Remon Nelson 17, Piotr Śmigielski 10, Daniel Ziółkowski 7, Jakub Motylewski 4, Mikołaj Kurpisz 0 - Szymon Długosz 15, Damian Pieloch 9, Filip Zegzuła 6, Paweł Dzierżak 5, Jordan Lewis 0.
Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 16, Szymon Kiwilsza 16, Karol Kamiński 6, Piotr Wińkowski 4, Patryk Wilk 3 - Jakub Andrzejewski 9, Michał Chyliński 4, Filip Siewruk 3, Marcin Nowakowski 2, Wojciech Dzierżak 0.