Tadeusz Nadolski (Express Bydgoski)
W cyklu rozmów z byłymi koszykarzami Astorii prezentujemy wywiad z wychowankiem klubu, Przemysławem Gierszewskim, słynnym „Kojotem”, który przez większą część kariery grał w czarno-czerwonych barwach.
Tadeusz Nadolski: Rozmowy z byłymi zawodnikami Astorii zawsze zaczynamy od pytania, skąd wziął się pomysł na basket. W Pana przypadku jest to chyba oczywiste. Pana ojciec, Hilary, był znakomitym zawodnikiem Astorii i Zawiszy. I Pan poszedł w jego ślady...
Przemysław Gierszewski: ...tak się stało, choć tato uważał, że jestem za niski i - przynajmniej w młodszych latach - jakoś specjalnie mnie nie zachęcał do koszykówki. Ale basket chłonąłem od najmłodszych lat, zanim zacząłem go tak naprawdę uprawiać, bo ojciec zabierał mnie często na treningi, jeździłem z nim też na obozy. Latem 1985 roku, gdy miałem niespełna piętnaście lat, nagle urosłem, i rozpocząłem regularne treningi. Dość późno, choć do tego czasu ze względu na to, że często brałem udział w zajęciach, pojęcie o tej dyscyplinie miałem. Tym bardziej, że grałem w rozgrywkach szkolnych jako uczeń SP nr 42. W moim roczniku były dwie drużyny. Jedna zorganizowana przez Aureliusza Gościniaka, który był nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 26, i zebrał grupę chłopaków można powiedzieć z podwórka, do której ja należałem, oraz druga funkcjonująca jako klasa sportowa w SP nr 47. Ci drudzy trenowali już od czwartej klasy, dlatego byliśmy do nich - jeśli chodzi o wyszkolenie - mocno opóźnieni. Z czasem powoli to się wyrównało, najlepsi z obu grup utworzyli jeden zespół juniorów.
Należy Pan do tego pokolenia wychowanków Astorii, które w drugiej połowie lat osiemdziesiątych regularnie zdobywali medale mistrzostw Polski w kategoriach młodzieżowych.
Miałem to szczęście, że trafiłem na taką fajną grupę. Najpierw w 1988 r. wywalczyliśmy srebro mistrzostw kraju juniorów. Zespół tworzyli zawodnicy głównie z rocznika 1969, ja byłem o rok młodszy. Finał graliśmy z gospodarzami i sędziowie „przypilnowali”, żeby im się krzywda nie stała. Na pocieszenie otrzymaliśmy nagrodę dla najbardziej sympatycznej drużyny. Jestem pewien, że na neutralnym boisku byśmy to wygrali. Rok później było czwarte miejsce w Zielonej Górze. Na tym turnieju zdecydowanie dominowała Gwardia Wrocław z Adamem Wójcikiem na czele. Ta drużyna na wspomnianym już turnieju w Lublinie, mimo że była o rok młodsza, wywalczyła brązowy krążek. Pojedynek o trzecie miejsce przegraliśmy ze Zniczem Pruszków, który w składzie też miał kilku znanych później zawodników, jak chociażby Dominik Czubek.
Jak wyglądało Pana przejście z juniorów do seniorów?
Można powiedzieć, że tak jakoś naturalnie. Po kilku latach treningów zacząłem „ocierać” się o pierwszą drużynę. Gdy Astoria po raz pierwszy w roku 1989 awansowała do ekstraklasy, to grę obserwowałem jeszcze z trybun i dopingowałem tatę, który razem z Maciejem Mackiewiczem prowadził ten zespół. W kolejnym sezonie na najwyższym szczeblu uczestniczyłem już w zajęciach z seniorami i występowałem w tak zwanej lidze rezerw. Naszym trenerem był Ryszard Mogiełka i, pamiętam, zajęliśmy tam trzecie miejsce.
W składzie pierwszego zespołu znalazł się Pan w sezonie 1990/1991, kiedy sponsorem została firma „Weltinex”, a rozgrywki zakończyliście awansem do I ligi. Wszyscy koszykarze, którzy pamiętają tamte czasy powtarzają, że sytuacja materialna zawodników bardzo się poprawiła.
Podpisanie kontraktu wyglądało w ten sposób, że w pokoju siedzieli przedstawiciel „Weltinexu” oraz kierownik sekcji Zbigniew Słabęcki. Spojrzeli w papiery i powiedzieli „Oferujemy ci tyle i tyle, zgadzasz się?” Gdy usłyszałem kwotę, to powiedziałem tylko „tak”; „Następny proszę”. Wiem z opowieści Mirka Kabały, który dołączył do nas w następnym sezonie, że kierownictwo Astorii bardzo chciało go widzieć w swojej drużynie (grał wówczas w Hutniku Kraków), ale on za bardzo nie chciał. Ciągle do niego dzwonili. W końcu zapytali, jaką chce mieć pensję. On rzucił na odczepnego trzykrotnie większą, niż wówczas średnio płacono w klubach. Usłyszał - „O.K., nie ma sprawy”. I tak znalazł się w Bydgoszczy.
Tu warto przypomnieć, że to właśnie Kabała był pomysłodawcą Pańskiego pseudonimu „Kojot”.
Tak. Kiedyś powiedział, że biegam do szybkiego ataku jak kojot i tak już zostało.
Astoria miała wtedy mocny skład. Pan nie grał za dużo.
Oczywiście. Głównie brałem udział w treningach, a na na boisko w meczach wychodziłem sporadycznie. Uczestniczący w rozmowie Mariusz Rybka, historyk klubowy, dopowiada, że według jego wiedzy Przemysław Gierszewski w II lidze, w sezonie 1990/1991, zadebiutował w meczu z Obrą Kościan i zdobył 6 pkt.
W połowie tego sezonu drużynę przejął niedawno zmarły Roman Haber.
To był trener bardzo wymagający, a przy tym mający za sobą pracę w Norwegii. Z niedowierzaniem słuchaliśmy jego opowieści o tym, jak wygląda sport, koszykówka na Zachodzie. Był bardzo punktualny, trzeba było się z tym liczyć. Pamiętam, jak spod Astorii wyjeżdżaliśmy na mecz do Torunia. Wyruszyliśmy dokładnie o wyznaczonej godzinie. W autokarze nie było Macieja Kulczyka. Gdy znaleźliśmy się na ulicy Królowej Jadwigi widać było, że biegnie od strony ul. Dworcowej i jest już na wysokości ul. Rejtana, a więc może jakieś sto metrów od autobusu. Haber kazał jechać dalej, a „Kula” musiał wynająć taksówkę, żeby nas dogonić.
Był Pan świetnym snajperem z dystansu. Do dziś jest Pan klubowym rekordzistą w rzutach trzypunktowych. Ta umiejętność to wynik talentu, czy odpowiednich treningów?
To przede wszystkim efekt ciężkiej pracy, tysięcy powtórzeń. Zawsze przychodziłem wcześniej przed treningiem i zostawałem dłużej, i rzucałem, rzucałem. Także latem w czasie przerwy w rozgrywkach. Wówczas często rywalizowałem z ojcem, z którym ciężko mi było wygrać, bo też miał świetnie ułożoną rękę.
Większą część swojej kariery spędził Pan w Astorii. W 1996 roku zdecydował się Pan przenieść do Noteci. Szybko okazało się, że nie był to najlepszy wybór. Dlaczego więc został Pan na kolejny sezon?
Klub miał zaległości wobec mnie i postawił mnie pod murem. Albo podpiszę kontrakt na kolejny sezon, albo nie zostanę spłacony. To był stały chwyt w wielu klubach w tamtym czasie w Polsce. Co miałem robić? Ostatecznie wspólnie z Leszkiem Prusakiem, który dołączył do Noteci w 1997 r., odzyskaliśmy wszystkie należności, bo oddaliśmy sprawę do sądu. Wygraliśmy, a resztą zajął się komornik, który jeździł na mecze i od razu wyciągał z kasy Noteci pieniądze ze sprzedaży biletów.
Potem zaliczył Pan jeszcze Polpak Świecie i Novum Bydgoszcz, by w 2012 roku oficjalnie zakończyć karierę jako zawodnik - oczywiście w Astorii. Rozpoczął Pan pracę jako trener juniorów, z którą jako Novum/Astoria zdobył Pan brązowy medal MP, i seniorów. Dziś z basketem nie Pan już nic wspólnego.
W grudniu 2015 roku władze klubu zwolniły mnie z funkcji pierwszego szkoleniowca seniorów. Na pewno to przeżyłem, bo wcześniej nie było żadnych sygnałów, a miałem nie najgorszy bilans 6-7. Ale pogodziłem się z tym. Poza koszykówką zawodowo razem z ojcem już od 20 lat mamy przedstawicielstwo firmy „Drutex” produkującej i montującej okna. A w moje ślady idzie 6-letni syn Przemek junior, który już rozpoczął treningi.
Dziękuję za rozmowę.
Teczka osobowa
Przemysław Gierszewski. Ur. ur. 24.10.1970 w Bydgoszczy. Pseudonim: „Kojot”. Wzrost: 184 cm. Pozycja: obrońca. Wychowanek Astorii Bydgoszcz. W Astorii od 1985 roku. Z drużyną zdobył srebrny medal MPJ w sezonie 1987/1988, 4. miejsce MPJ w sezonie 1988/89. W pierwszym zespole Astorii 1990/991, II miejsce w II lidze, po barażach z AZS Toruń awans do I ligi, 1991/1992 VII miejsce w I lidze, 1992/1993 VI miejsce w II lidze, 1993/1994 VI miejsce w II lidze,1994/1995 IV miejsce w II lidze, 1995/1996 V miejsce w II lidze. Koszykarz I-ligowej Noteci Inowrocław w sezonach 1996/1997 i 1997/1998. Od sezonu 1998/1999 ponownie w barwach Astorii i II miejsce w II lidze, 1999/2000 IV miejsce w II lidze, awans do I ligi (druga w kolejności), 2000/2001 XVI miejsce w I lidze i spadek do II ligi, 2001/2002 III miejsce w II lidze, 2002/2003 I miejsce w II lidze i awans do I ligi. Od sezonu 2003/2004 w barwach Polpaku Świecie w I lidze, 2004/2005 Astoria Bydgoszcz w ekstraklasie, 2005-2007 Novum Bydgoszcz II liga, od 2007 ponownie Astoria Bydgoszcz. W 2012 roku zakończył karierę zawodniczą i objął stanowisko trenera juniorów Astorii Bydgoszcz, z którymi w sezonie 2013/2014 zdobył brązowy medal MP U-18. W latach 2014 -2016 pierwszy trener seniorów Astorii. Wcześniej był asystentem Macieja Borkowskiego, Jarosława Zawadki i Aleksandra Krutikowa.
Specjalista od rzutów za 3 punkty
W sezonie 1992/1993 przeciwko MKS Pruszków rzucił 45pkt, w tym 10 razy za 3pkt. W sezonie 1993/1994 przeciwko AZS Toruń rzucił 31 pkt w tym 8 razy za 3pkt. W sezonie 1998/1999 przeciwko Obrze Kościan rzucił 31 pkt w tym 8 razy za 3pkt. W sezonie 2001/2002 przeciwko AZS Szczecin rzucił 36pkt w tym 10 razy za 3pkt.