Do spotkania z MKS-em Dąbrowa Górnicza przystępowaliśmy w dobrych nastrojach. Miało to oczywiście bezpośredni związek z wygranymi derbami z Twardymi Piernikami Toruń. Bardzo zależało nam więc na tym, aby w równie dobrych humorach zakończyć swój pierwszy domowy mecz w 2023 roku. Niestety, stało się inaczej…

Od samego początku mieliśmy w tym starciu duże problemy z Martinem Krampeljem, który ciągnął grę swojego zespołu. Po naszej stronie dobry fragment miał za to Mike Henry. Momentami grał bardzo siłowo, ale przynosiło nam to na tyle dobre efekty, że nie pozwoliliśmy gościom odskoczyć. W drugiej kwarcie cały czas wymienialiśmy się z rywalami cios za cios.

MKS bardzo dobrze pilnował Benjamina Simonsa, ale popełnił za to błędy w kryciu dystansowym przy Aleksandrze Lewandowski i Igorze Wadowskim, których trafienia pozwoliły nam odskoczyć na kilka punktów. Nie była to jednak na tyle pokaźna przewaga, której dąbrowianie nie zdołaliby zniwelować.

Ostatecznie po pierwszej połowie prowadziliśmy różnicą 3 „oczek”, co zwiastowało bardzo duże emocje po przerwie. I tych nie brakowało, choć całą trzecią kwartę mieliśmy spotkanie pod swoją kontrolą. A gdy przeciwnicy doprowadzili do remisu po 52, odpowiedzieliśmy siedmiopunktową serią. Po trzydziestu minutach prowadziliśmy jednak 59:54, bo rywale zdołali jeszcze odpowiedzieć na nasz run.

Ostatnią część meczu rozpoczęliśmy najlepiej, jak tylko było można. Doskonałą asystę nad kosz zanotował Nathan Cayo, a wsadem zakończył ją Myke Henry, który uwolnił się po zasłonie i zgubił krycie swojego obrońcy. W tym momencie wszystko wskazywało na to, że jesteśmy na dobrym kursie do końcowego triumfu. Ale to były dla nas dobre złego początki, bowiem daliśmy MKS-owi uwierzyć w to, że może odwrócić losy meczu i go wygrać.

Dwie trójki w krótkim czasie zaaplikował nam Trevon Bluiett, a punkty Joe Chealeya wyprowadziły gości na prowadzenie 62:61. Dobry fragment rywali czasem przerwał trener Marek Popiołek, ale nie niewiele się on zdał, bo kolejne trafienia z dystansu dołożyli Bluiett i Wiktor Rajewicz, a chwilę później Chealey zabrał piłkę Danielowi Szymkiewiczowi, przekozłował ¾ boiska i podwyższył prowadzenie MKS-u do ośmiu punktów (71:63).

Od stanu 61:54 daliśmy więc zawodnikom Jacka Winnickiego zanotować run 17-2! Co gorsza, nie byliśmy w stanie go przerwać punktami z gry, bo jedyne dwa w tym fragmencie zdobyliśmy z linii rzutów wolnych. Czas wzięty wtedy przez naszego trenera wreszcie przyniósł pożądany efekt, bo zaczęliśmy odrabiać straty. Po trójce Bena Simonsa było tylko 73:75, ale co z tego, jeśli momentalnie w ten sam sposób odpowiedział nam mocno nakręcony Chealey…

Mieliśmy jeszcze swoją szansę. Na 10 sekund przed końcem, przy wyniku 75:78, goście popełnili stratę w postaci błędu pięciu sekund. Wtedy piłka trafiła do Myke’a Henry’ego, ale ten spudłował swoją próbę z dystansu. Jego rzut dobijał Paulius Petrilevicius, ale bez powodzenia. Piłkę zebrał Chealey, który zamknął mecz rzutami wolnymi. Trafienie Myke’a równo z końcową syreną nic już nie zmieniło i tym samym to MKS wygrał to bardzo ważne spotkanie.

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – MKS Dąbrowa Górnika 78:80 78:80 (20:22, 23:18, 16:14, 19:26)

Enea Abramczyk Astoria: Myke Henry 24 (11 zb.), Paulius Petrilevicius 15 (10 zb.), Benjamin Simons 11, Mike Smith 10, Daniel Szymkiewicz 2 - Nathan Cayo 7, Igor Wadowski 5, Aleksander Lewandowski 4, Piotr Wińkowski 0.

MKS: Joseph Chealey 23, Martin Krampelj 21, Trevon Bluiett 14, Ousmane Drame 6, Marcin Piechowicz 0 - Maciej Kucharek 6, Wiktor Rajewicz 6, Jarosław Mokros 4, Kacper Radwański 0.