Sobotni mecz z Kingiem Szczecin prawdopodobnie na długo zostanie w naszej pamięci. W drugiej połowie spotkania znaleźliśmy się w olbrzymich tarapatach, ale pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wychodzić ze sporych opresji. W końcówce wydawało się, że nic złego nas już nie spotka, ale daliśmy rywalom dojść się na zaledwie punkt. To jednak my wyszliśmy zwycięsko z tego pojedynku.

Zaczęło się dla nas bardzo obiecująco. Ponownie ze znakomitej strony od samego początku pokazywał się Benjamin Simons. Nasz kapitan świetnie wszedł w mecz i już po pierwszych dziesięciu minutach miał 13 punktów. Wraz z nim ciężar zdobywania punktów na swoich barkach dźwigał Myke Henry. Efekt tego był taki, że na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy prowadziliśmy już dwunastoma punktami!

Wtedy King wziął się ostro do pracy i – dzięki bardzo dobrze dysponowanym tego dnia Andrzejowi Mazurczakowi i Zacowi Cuthbertsonowi – zdołał odrobić 10 punktów. Szaloną akcję na sam koniec drugiej kwarty przeprowadził jednak Mike Smith i dzięki jego celnej trójce schodziliśmy szatni prowadząc 55:50. I wtedy ponownie dała o sobie znać trzecia kwarta. W niej daliśmy gościom wejść na swoje obroty i już po chwili przegrywaliśmy 55:58! Co było dla nas szczególnie bolesne, dwa przewinienia popełnił Myke Henry. A że przed przerwą uzbierał już trzy faule, musiał udać się na ławkę.

To nas nie podłamało, bowiem kontynuowaliśmy zaciętą walkę z ekipą Arkadiusza Miłoszewskiego. Gra kosz za kosz trwała jednak tylko do 27 minuty. Ostatnie fragmenty trzeciej kwarty przyjezdni zagrali wprost koncertowo, punktując nas bezlitośnie i tym samym przed czwartą kwartą to właśnie oni prowadzili 82:74. Cztery faule po naszej stronie miał również Paulius Petrilevicius, co nie ułatwiało nam zadania w walce na tablicach. Litwin pojawił się dopiero na 5 minut i 44 sekundy przed końcem meczu. Wrócił przy wyniku 84:88 i zdołał uniknąć przekroczenia limitu fauli.

Od początku czwartej kwarty, mimo bardzo niesprzyjających okoliczności, było widać w naszej grze ogromną wolę walki i zaangażowanie. Szybko odrobiliśmy większość strat i zbliżyliśmy się do Kinga na dwa punkty. Nie podłamała nas nawet celna trójka Tony’ego Meiera, który rozegrał w Sisu Arenie bardzo dobry mecz i był bliski double-double. I to, co ciekawe, nie z punktów i zbiórek, jak to zazwyczaj bywa w przypadku silnych skrzydłowych, a z punktów i asyst (17 pkt., 9 as.). Po naszej stronie w tym fragmencie bardzo dobrze funkcjonował z kolei Nathan Cayo, którego koledzy mocno uruchomili w ataku.

Na 3,5 minuty przed końcem był remis – po 92. I od tej chwili zaczął się nasz koncert. Punkty Simonsa, dwa wykorzystane wolne Petrileviciusa i akcja 2+1 Cayo dały nam sześć „oczek” zapasu. Po chwili dwie świetne akcje wykonał za to Mike Smith. Najpierw zabrał piłkę Andrzejowi Mazurczakowi i faulowany przez niego, wykorzystał oba rzuty wolne. Chwilę później trafił jeszcze z półdystansu i było 103:94 na zaledwie 44 sekundy przed końcem. Już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, ale totalnie straciliśmy przez to koncentrację.

Mecz mógł zamknąć Daniel Szymkiewicz, ale nie trafił, będąc niemalże sam na sam z koszem, i do końca musieliśmy drżeć. Chwilę później nasz obrońca popełnił przewinienie niesportowe i sędziowie, po sprawdzeniu, utrzymali swoją decyzję. Dwa wolne trafił Mazurczak, a po chwili niecelnie za trzy rzucał Cuthbertson. W walce o zbiórkę Szymkiewicz jednak znów faulował i wolne miał Filip Matczak. Pierwszą próbę trafił, drugą celowo spudłował, ale dobitkę trafił Phil Fayne i było 104:103!

King finiszował więc runem 10:1, ale na więcej nie starczyło mu czasu. W ostatniej akcji meczu musieliśmy – tylko i aż – bezbłędnie wprowadzić piłkę do gry na zaledwie 0,8 sekundy przed końcem. I sztuka ta nam się udała. Petrilevicius szybko podał do Smitha, ten uwolnił się spod opieki Mazurczaka i zabrzmiała tak upragniona dla nas syrena końcowa!

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – King Szczecin 104:103 (30:26, 25:24, 19:32, 30:21)

Enea Abramczyk Astoria: Benjamin Simons 34 (8/11 za trzy), Myke Henry 15, Mike Smith 15, Paulius Petrilevicius 14, Daniel Szymkiewicz 10 - Nathan Cayo 11, Aleksander Lewandowski 3, Michał Pluta 2, Piotr Wińkowski 0.

King: Andrzej Mazurczak 21, Zac Cuthbertson, Tony Meier 17, Phil Fayne 13, Bryce Brown 4 - Filip Matczak 18, Kacper Borowski 6, James Eads 4, Mateusz Kostrzewski 0, Maciej Żmudzki 0.