W końcu mogliśmy zasmakować basketu na wysokim poziomie. Po 195 dniach, wróciliśmy do hali Arena pełni nadziei, że pierwsze zwycięstwo stanie się faktem. Początkowe fazy meczu pokazały, że Enea Astoria bardzo mocno obniżyła swój skład. W pierwszej piątce wyszli: Corey Sanders, Michał Aleksandrowicz, Michał Chyliński, Jakub Nizioł oraz Tomislav Gabrić. Poprzez brak Michałą Krasuskiego oraz Markusa Loncara, trener Artur Gronek miał okrojoną rotację. Z podobnym problemem musiał zmierzyć się trener gości - Łukasz Biela, w ich składzie zabrakło Pawła Kikowskiego oraz Kasey'a Hilla.

W drugiej kwarcie spotkania wdarło się bardzo dużo nerwowości, zaczęliśmy popełniać dużo strat, co napędzało drużynę ze Szczecina. Pod koniec drugiej części spotkania odrobiliśmy część strat i zniwelowaliśmy je do dziesięciu punktów różnicy.

Wróciliśmy na właściwe tory w trzeciej kwarcie spotkania, gdzie po celnej trójce Kuby Nizioła, nasza strata zmalała do zaledwie trzech punktów. Bardzo dobrze pod koszem grał Mateusz Bartosz (14 punktów i 15 zbiórek w całym spotkaniu). Goście mający w składzie bardzo dobrze dysponowanego tamtego dnia Clevelanda Melvina, raz po raz powiększali swoją przewagę. Szczecinianie trafili w całym spotkaniu 12 rzutów z dystansu, na co nie mogliśmy znaleźć odpowiedzi.

Enea Astoria Bydgoszcz - King Szczecin 73:83 (15:12 | 12:25 | 23:26 | 23:20)

Enea Astoria Bydgoszcz: Sanders 19, Nizioł 14, Gabrić 13, Frąckiewicz 11, Nowakowski 7, Chyliński 6, Aleksandrowicz 3, Sobkowiak.

King Szczecin: Melvin 22, Bartosz 14, Davis 14, Schenk 14, Łapeta 8, Zębski 6, Wilczek 5, Adamkiewicz 0, Kobel 0