Legioniści od samego początku byli wskazywani na bezwzględnych faworytów sobotniego starcia. Wszyscy bydgoscy kibice którzy oglądali ten mecz w telewizji lub osobiście wybrali się do Warszawy, mogli zobaczyć jednak Astorię walczącą i nie dającą za wygraną w żadnym elemencie gry. Czarno-czerwoni starali się dać z siebie to co najlepsze i dzięki temu oglądaliśmy bardzo ciekawe widowisko, a nie jak zakładano wcześniej zawody do jednego kosza. Jeszcze na 6 min. przed końcem meczu był remis, a zwycięstwo padło łupem gospodarzy, bo dysponowali oni szerszym i bardziej wypoczętym składem.

Pierwsza kwarta była wyrównana, ale zakończyła się minimalnym prowadzeniem Legii. To gospodarze zaczęli ten mecz od szybkiego 6:0 i chcieli powiększać przewagę, ale bydgoszczanie odpowiednio wskoczyli w swój rytm i w pewnym momencie objęli nawet prowadzenie 15:14. Szczególnie dobrze na starcie grał Tomasz Prostak, który ucelował dwie trójki, ale u gospodarzy swoje popisy zaczął Bierwagen (7 punktów w 1 kwarcie) i Legia prowadziła 21:17.

W drugiej części znaczącą rolę zaczął odgrywać Dorian Szyttenholm i utrudniał on życie podkoszowe rywali. Do tego Dymała trafiał swoje rzuty i "Asta" prowadziła 28:27. Od tego momentu gospodarze zaczęli bardzo dobrze rozbijać naszą obronę strefową i regularniej trafiali zza linii 6.75 m, tym samym doprowadzając już do prowadzenia 40:32. Do końca kwart zachowaliśmy status quo, bo trójki trafili Dymała i Bierwagen, a na dwupunktową akcję Fatza, zaraz odpowiedział Trybański. Do przerwy na tablicy widniał wynik 45:37.

Po przerwie jeszcze mocniej tempo podkręcili gospodarze. Najpierw trafiał Cezary Trybański, a później 9 punktów z rzędu zdobył Bierwagen i nagle zrobiło się już 17 oczek różnicy (58:41). Wydawało się, że młody zespół Astorii, nie będzie już raczej w stanie podnieść się po takiej serii. Jak się okazało, ta drużyna nie przestaje jednak pozytywnie zaskakiwać swoich kibiców. Nagle sprawy w swoje ręce wzięła trójka Szyttenholm, Dymała i Laydych (zdobyli łącznie 16 punktów w 3 kwarcie), a "Asta" zmniejszyła dystans do granicy 10 punktów. To przy wyniku 67:57 dla Legii rozpoczynaliśmy ostatnią ćwiartkę.

Na początek IV kwarty bardzo aktywny Karol Kutta trafił trójkę, zaraz dwie akcje z rzędu skończył Dymała i nagle zrobiło się już tylko 67:64 dla Legii! W międzyczasie Dorian Szyttenholm skończył bardzo efektowną akcję 2+1, ale o dziwo sędziowie orzekli jego faul w ataku. To był właśnie ten znak, że bydgoska ekipa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i ciągle była w tym meczu. Szyttenholm kolejny raz skończył swoją akcję (tym razem uznaną przez sędziów), a za chwilę zebrał piłkę w ataku, wyszarpał ją rywalom w parterze i asystował do Laydycha, który trafił z dystansu. W tym właśnie momencie mieliśmy remis 69:69 i wszystko praktycznie rozgrywało się od początku. Na nieszczęście dla nas, za chwilę popularny "Dosia" popełnił 5 faul i musiał opuścić parkiet. Wydaje się, że to był właśnie fragment, który zadecydował o dalszych losach meczu, bo gra bydgoszczan wyglądała od tego momentu już dość nerwowo. To wtedy Legia zaliczyła fragment gry 8:0 i bardzo zmęczeni bydgoszczanie, nie byli już w stanie bardziej przeciwstawić się stołecznej drużynie. Nasi byli już mniej skuteczni w ataku i nieco zdezorientowani w obronie, a Legia dowiozła prowadzenie do końca. Ostatecznie gospodarze wygrali ten mecz 82:74.

Pomimo, że 2 punkty powędrowały do stolicy, to należy pochwalić naszych koszykarzy za nieustępliwą walkę do końca. Nawet przy 17 punktowej stracie, nasza drużyna nie podłamała się i była w stanie doprowadzić do remisu z faworyzowaną Legią! Mało kto spodziewał się zapewne takiego obrotu sprawy i większość liczyła na łatwą przeprawę gospodarzy. Zamiast tego mieliśmy efektowną walkę na parkiecie i bardzo zacięte widowisko. Mimo przewagi wzrostu Legii, Asta tylko minimalnie przegrała zbiórkę (32-35), co jest świetnym wynikiem, tak samo jak zdobycie 20 punktów z linii osobistych. Młody zespół Astorii ewidentnie nabiera rozpędu i z każdym meczem gra coraz mądrzejszą koszykówkę, przy okazji wykorzystując słabości przeciwników.

Kolejny raz naszym najlepszym strzelcem był Marcin Dymała (19 punktów z 21 rzutów i 6 zbiórek), ale nie byłoby wyrównanego spotkania, gdyby nie pozostali partnerzy. Dorian Szyttenholm i Tomasz Prostak rzucili po 12 oczek, Sebastian Laydych miał 11 punktów i 7 zbiórek, a bardzo dobrze w obronie zachowywali się młodzi Karol Kutta, Mateusz Fatz i Tomasz Krzywdziński (popisał się nawet efektownym blokiem). U gospodarzy najskuteczniejsi byli najlepsi strzelcy tej drużyny w rozgrywkach, czyli nasz dobry znajomy Mateusz Bierwagen (23 punkty, 8/13 z gry, +11 z nim na parkiecie) oraz Arkadiusz Kobus (20 oczek z 15 rzutów). Na wyróżnienie zasługuje także występ rozgrywającego Łukasza Wilczka, który rozdał 12 asyst, a tyle samo zbiórek miał natomiast Cezary Trybański.

 

20 grudnia o godz. 19.00 nasi koszykarze rozegrają ostatni już mecz w roku 2014, który jednocześnie kończy I rundę rozgrywek. Czeka nas kolejna bardzo trudna przeprawa, bo do Artego Areny przyjeżdża PTG Sokół Łańcut.

 

Legia Warszawa - Astoria Bydgoszcz 82:74 (21:17, 24:20, 22:20, 15:17)

Legia: Bierwagen 23 (2x3), Trybański 14, Aleksandrowicz 11 (1), Ł. Wilczek 7 (1), Zapert 1 oraz Kobus 20 (3), M. Wilczek 3 (1), Paszkiewicz 3 (1), Bojko 0, Ornoch 0, Świderski 0, Kwiatkowski 0

Astoria: Dymała 19 (2), Prostak 12 (2), Laydych 11 (2), Fatz 6, Barszczyk 0 oraz Szyttenholm 12 (1), Obarek 7, Krzywdziński 4, Kutta 3 (1)