TADEUSZ NADOLSKI (Express Bydgoski)

Przez niemal całą swoją karierę związany był z Astorią. Niemal. Bo ostatni sezon na parkietach spędził w Noteci Inowrocław. Do dziś uważa, że to był błąd. Leszek Prusak (rocznik 1963), bo o nim tu mowa, jest wychowankiem klubu.

Skąd wziął się pomysł na uprawianie koszykówki?

To nie było tak od razu. Moja siostra trenowała piłkę ręczną, a ja bardziej interesowałem się żeglarstwem. W koszykówkę grałem, ale jedynie w mojej szkole na SKS-ach. Chodziłem też na zajęcia do Szkoły Podstawowej nr 26, prowadzone przez Aureliusza Gościniaka. I to on dostrzegł, że mam trochę talentu i powiedział o tym Maciejowi Mackiewiczowi.


Podstępem "zwabili" mnie do sali przy ul. Królowej Jadwigi, niby, żeby zobaczyć jak grają klubowi zawodnicy. Od słowa do słowa z panem Maciejem i już zostałem. Byłem wtedy uczniem ósmej klasy, zaczynałem więc dość późno. Od razu "załapałem" się na obóz kadry wojewódzkiej. W tej grupie był między innymi Piotr Baran, później zawodnik m.in. Noteci.


Dość szybko trafił Pan do zespłu seniorów.


To było w sezonie 1980/1981. W drużynie dochodziło do wymiany pokoleniowej i z upływem czasu dostawałem coraz więcej minut na boisku. I tak to się zaczęło. Jako ciekawostkę mogę dodać, że w I zespole znalazłem się razem z Waldkiem Koteckim, który obecnie jest głównym sponsorem koszykarek Artego.

Był Pan zawodnikiem leworęcznym. Czy na co dzień też używał Pan i używa lewej ręki?.

To nie takie proste. W tamtych czasach w szkołach "tępili" mańkutów i zmuszali dzieci do pisania prawą ręką. Mnie to spotykało aż do czwartej klasy. Przypomnę, że pisało się wtedy atramentem piórami ze stalówkami. Na boisku to było trochę przekleństwo, bo nie poprawiałem, nie ćwiczyłem prawej ręki. Mimo że wszyscy wiedzieli jak gram, ja instynktownie, można powiedzieć odruchowo cały czas korzystałem tylko z lewej.

Swego czasu był Pan w czołówce najlepszych snajperów w rzutach za trzy punkty. Dużo poświęcał Pan czas na ćwiczenie tego elementu?

Na treningach rywalizowaliśmy pomiędzy sobą, często się zakładaliśmy o różnie drobiazgi. Poza tym, dużo ćwiczyliśmy także poza wyznaczonymi zajęciami.

Czy z uprawiania basketu, zwłaszcza na początku kariery, można było wyżyć?

Powiem tak - od pierwszego do pierwszego wystarczało. Łapałem czasami jakieś dorywczą pracę, ale było to sporadycznie. Zdecydowanie najlepsze to były dwa lata, gdy sponsorem zostały Weltinex, a potem Polfrost. Przedstawiciele tych firm mieli dobrą orientację, co do naszych umiejętności i wartości. Rozmowy były krótkie - proponujemy tyle i tyle, jeśli nie, to dziękujemy. Były to bardzo przyzwoite pieniądze i nie zastanawiliśmy się ani przez chwilę. 

Już u schyłku kariery w 1997 roku pierwszy i jedyny raz opuścił Pan Astorię i wybrał Pan ofertę grającej w ekstraklasie Noteci Inowrocław. To była sportowa i finansowa porażka...

Namówił mnie do tego trener Wojciech Krajewski, podobnie zresztą jak Przemka Gierszewskiego. Krajewski przekonywał mnie, że jego dewizą jest dobra obrona i szybki atak. Jak się zawsze w tym dobrze czułem. Tymczasem rozgrywki to zweryfikowały. Ton nadawali wówczas weterani preferujący dużo wolniejszą grę, ja nie dostawałem zbyt wiele minut. Na dodatek bardzo szybko zaczęły się zaległości w wypłatach pensji. Ostatecznie część należnych nam pieniędzy wywalczyliśmy dopiero po wyrokach sądowych.

W 1998 r. podjął Pan decyzję o powieszeniu butów na kołku. Pojawiło się zapewne pytanie. Co będzie dalej za sportową metą?

Na wszystko jest czas i pora. Odwlekanie zakończenia kariery nie ma sensu. Trzeba było więc wrócić do "normalnego" życia. Należy przy tym pamiętać, że nigdy nie zarabiałem tyle, by zgromadzić jakiś większy kapitał, który można by zainwestować w jakiś biznes. Żyło się z miesiąca na miesiąc. Dość przypadkowo i trochę szczęśliwie dostałem propozycję prowadzenia w Bydgoszczy oddziału hurtowni z armaturą przemysłową. I pracuję w niej do dziś.

Z koszykówką jednak Pan definitywnie nie zerwał.


W pierwszym momencie byłem wyleczony z basketu. Potem zacząłem pracować jako trener w Novum razem z Grzegorzem Skibą i Zbyszkiem Próchnickim. Gram też regularnie w lidze amatorskiej.

Teczka osobowa


Leszek Prusak: ur. 27.01. 1963 w Bydgoszczy, 195 cm, skrzydłowy. Wychowanek Astorii. Brązowy medalista mistrzostw Polski kadetów w 1979 roku. W I zespole od sezonu 1980/1981. Ostatni sezon w swojej karierze (1997/1998) spędził w Noteci Inowrocław. Żona Małgorzata, syn Krzysztof (trenował koszykówkę w Novum) i córka Basia.