Nie zakończył się dla nas dobrze mecz we Wrocławiu. Śląsk w tym sezonie jest niezwykle silny na własnym terenie i udowodnił to w starciu z nami. Ostatecznie podopieczni Łukasza Grudniewskiego wygrali wysoko, bo aż 92:75.

W pierwszej części kwarty numer jeden gra z obu stron była niezwykle rwana. Ani jedni, ani drudzy nie potrafili znaleźć właściwego rytmu w ataku. Nie pomogła też przymusowa przerwa, do której doszło w hali Kosynierka. Po chwili, gdy drużyny wróciły do rywalizacji, kontuzji doznał Filip Małgorzaciak…

Bez naszego lidera nie byliśmy w stanie podjąć w tym meczu równorzędnej walki. Wprawdzie Piotr Śmigielski, który pojawił się na parkiecie w miejsce byłego koszykarza SKS-u Starogard Gdański, okazał się najlepszym w tym meczu strzelcem po naszej stronie, ale co z tego, skoro nie otrzymał on wsparcia od swoich kolegów.

Znów naszą bolączką okazały się rzuty trzypunktowe. O ile w poprzednim starciu - z Enea Basketem Poznań - także nie była to nasza najmocniejsza broń (7/27, w tym ani jednej celnej trójki po przerwie), ale mimo to zdołaliśmy kontrolować całe spotkanie, o tyle we Wrocławiu wyraźnie widać było, jak bardzo brakowało nam celnych prób z dystansu, by móc walczyć z gospodarzami jak równy z równym.

W końcówce drugiej kwarty odrobiliśmy stratę kilku punktów i wyszliśmy nawet na prowadzenie. Nie poszliśmy jednak za ciosem. Dobre spotkanie rozgrywał bowiem Oskar Hlebowicki, który - obok Joe Bryanta - był najlepszym graczem po stronie WKS Śląska II. To właśnie on, do spółki z Amerykaninem, sprawił, że po dwudziestu minutach gospodarze prowadzili 43:40.

Była to jednak dla naszego zespołu dobra sytuacja wyjściowa przed zmianą stron. Ale tylko w teorii, bowiem trzecia i czwarta kwarta toczyły się już niemal totalnie pod dyktando wrocławian. Podopieczni Łukasza Grudniewskiego ani na moment nie oddali prowadzenia w drugiej połowie, a wręcz przeciwnie - praktycznie z każdą minutą zyskiwali nad nami coraz wyraźniejszą przewagę.

Przed ostatnimi dziesięcioma minutami gry traciliśmy do rywali już 12 punktów i tej przewagi nie odrobiliśmy. Jedyne, na co było nas stać w tej części, to po dobrych akcjach Piotra Śmigielskiego zmniejszenie strat do ośmiu punktów. Ale nic więcej. W końcówce dobijał nas Joe Bryant oraz Wojciech Siembiga, który na nieco ponad 1,5 minuty przed końcem trafił trójkę, która zamknęła mecz.

Było wówczas 87:73 i jasnym stało się, że nawet mimo jakiegoś szaleńczego ataku, po prostu nie starczy nam czasu na odrobienie strat. Ale i tak nic takiego nie nastąpiło. Ostatecznie WKS Śląsk II Wrocław wygrał z nami różnicą aż siedemnastu punktów, co w meczu drużyn z topu tabeli jest wprost przepaścią.

A jako iż play-offy startują już za dwa tygodnie, przed nami ogrom pracy.

WKS Śląsk II Wrocław – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 92:75 (16:17, 27:23, 26:17, 23:18)

WKS Śląsk II: Joe Bryant 24, Oskar Hlebowicki 17, Kuba Piśla 12, Szymon Nowicki 6, Przemysław Kociszewski 4 - Wojciech Siembiga 15, Aleksander Leńczuk 8, Tobiasz Dydak 6, Borys Baran 0, Jakub Bereszyński 0, Daniel Soroka 0, Igor Stolarz.

Enea Abramczyk Astoria: Damian Jeszke 10, Filip Zegzuła 7, Jakub Ulczyński 6, Szymon Kiwilsza 4, Filip Małgorzaciak 0 - Piotr Śmigielski 17, Michał Pluta 8, Piotr Wińkowski 8, Andre Walker 7, Jakub Stupnicki 6, Mateusz Kaszowski 2, Kacper Burczyk 0.