Nie w taki sposób wyobrażaliśmy sobie przebieg niedzielnego spotkania. Bydgoszczanie nie znajdowali rozwiązań na bardzo dobrą defensywę WKK, drugi mecz z rzędu rzucili poniżej 36% z gry i przegrali na własnym parkiecie 62:76.

Bydgoska publiczność kolejny raz dopisała i bardzo licznie stawiła się na niedzielne zmagania koszykarskie w 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Wszystko wyszłoby idealnie, gdyby tylko końcowy rezultat był inny. Niestety, czarno-czerwoni drugi mecz z rzędu nie znajdowali odpowiedzi na dobrą defensywę rywali, którzy zamykali możliwość penetracji do pola 3 sekund. Tam czekała już cała masa wyciągniętych długich rąk, co zmuszało podopiecznych Grzegorza Skiby do odrzutu piłki na obwód. Problem w tym, że na dystansie nie trafialiśmy często nawet otwartych rzutów (9/32 za 3), a kiedy raziliśmy nieskutecznością, to alternatywne wjazdy pod kosz kończyły się stratami lub bardzo dobrze kontestowanymi rzutami. W konsekwencji, nawet wygrana zbiórka (sam Mikołaj Grod zebrał 17 piłek z tablicy) nie pozwoliła nam na nawiązanie walki o zwycięstwo bo WKK kontrolowało losy meczu.

Już pierwsza połowa alarmowała o dużym oporze, jaki WKK postawi w niedzielę Enea Astorii. W prawdzie na samym początku wstrzelił się Nowakowski i Kondraciuk i było 22:13 dla „Asty”, ale niestety od takiego stanu goście usprawnili swoją grę, a bydgoszczanie utracili skuteczność i rezultat zmieniał się na naszą niekorzyść. Punktować zaczęli Pieloch i Patoka, WKK trafiało z dystansu i nagle to wrocławianie wyszli na prowadzenie, a do przerwy było już 42:35.

Po przerwie, mogliśmy liczyć na usprawnienia w grze Enea Astorii, a przynajmniej taką nadzieję mieli bydgoscy kibice. Niestety po powrocie z szatni, czarno-czerwoni ponownie zaczęli razić nieskutecznością i pierwsze punkty w trzeciej kwarcie zdobyliśmy dopiero po blisko 5 minutach gry. Chociaż WKK nie imponowało już skutecznością, to tak długi fragment naszego przestoju, zaowocował prowadzeniem przyjezdnych 47:35, a później już na koniec trzeciej kwarty 56:47.

Taki przebieg sytuacji, miał również miejsce w decydującym fragmencie całego meczu. WKK wydawało się bezpiecznie kontrolować sytuację i chociaż Enea Astoria zmniejszyła straty do 6 punktów, to goście trafili kolejne 3 trójki z rzędu i nagle zrobiło się 69:50. Przy takim rezultacie i zaledwie 6 minutach do końca, ciężko było oczekiwać odrobienia wszystkich strat. W konsekwencji, to WKK Wrocław wygrało już 7 mecz w sezonie.

W Enea Astorii Paweł Śpica miał 16 punktów, ale z 15 rzutów, Marcin Nowakowski zaaplikował 13 punktów i 4 asysty, ale 5/12 z gry, a Mikołaj Grod zgarnął double-double 11 punktów oraz 17 zbiórek. Po przeciwnej stronie Jakub Patoka zrobił efektywną linijkę 17 punktów, 9 zbiórek i 6 asyst, Damian Pieloch miał 16 punktów, a wstrzelić nie mógł się Jakub Koelner z 12 punktami i tylko 3/15 za 3, ale wsparł kolegów 6 asystami. Warto zaznaczyć, że jednym z kluczy gości do zwycięstwa, było ograniczenie się do zaledwie 9 strat w całym spotkaniu.

Następny mecz zagramy w sobotę 17 listopada w Łańcucie z Rawlplug Sokołem (początek o godz. 17:30).

 

Enea Astoria Bydgoszcz - WKK Wrocław 62:76 (23:21, 12:21, 12:14, 15:20)

Enea Astoria: Śpica 16, Nowakowski 13, Grod 11, Aleksandrowicz 7, Kondraciuk 6, Szyttenholm 4, Frąckiewicz 3, Dłuski 2

WKK: Patoka 17, Pieloch 16, Koelner 12, Malona 11, Rutkowski 7, Jędrzejewski 6, Fiedukiewicz 5, Ciechociński 2, Grzelak 0, Józefiak 0, Matusiak 0, Uberna 0